21 marca 2009

Nie kupujcie w Vistula&Wólczanka...

... bo narazicie się na niepotrzebne nerwy. Dzisiaj odwiedziłem sklep Vistula&Wólcznka w celu wymiany prezentowej koszuli na taką, która będzie lepiej odpowiadać moim rozmiarom. Miła pani ekspedientka przyjęła poprzednią koszulę, zapytała się o paragon i czy mam już wybrany nowy produkt. Odrzekłem, że dopiero wszedłem do sklepu i nie zauważyłem jeszcze nic co przyciągnęło by moją uwagę. Dlatego też poprosiłem o poradę i pomoc. Pani przynosiła kolejne koszule, które niestety dzięki wprowadzeniu nowej kolekcji z nowymi szyciami nie zupełnie do mnie nie pasowały. Co ciekawe zdarzył się także model, który mimo oznaczenia na większy wzrost był znacznie mniejszy niż ten, który miał na metce trochę mniejsze liczby. W związku ze nieznalezieniem takiego produktu, który byłby idealny dla mnie zaproponowałem zwrot kosztów (300 złotych) jakie trzeba było ponieść przy zakupie produktu. Tutaj właśnie zaczęły się schody. Pani najpierw stwierdziła, że przyjąć zwrot może tylko ta osoba, która sprzedawała towar i w związku z tym mam się stawić w kolejnym tygodniu o określonej godzinie w sklepie i może wtedy moja sprawa zostanie pozytywnie rozpatrzona (przez panią ekspedientkę). Kiedy powiedziałem, że niestety nie będzie mnie już wtedy w mieście, Pani stwierdziła, że nic na to nie poradzi, ale ona nie może przyjąć zwrotu, a ja muszę, jeśli nie chcę niepasującej koszuli z którą przyszedłem, wybrać sobie produkty równowartościowe lub kosztujące więcej. W związku z tym wybrałem tańszą koszulę i dobrałem do tego 2 krawaty. CO skończyło się faktem, że i tak Pani musiała mi oddać 2 złote, bo taka była różnica. I właśnie tutaj czegoś nie rozumiem. Skoro mogła mi oddać 2 zł, to dlaczego nie mogła mi oddać całej kwoty, albo chociażby tej z różnicy pomiędzy tańszą koszulą.
Powiem szczerze, że rzadko spotykam się z takimi sytuacjami, kiedy nie mogę zwrócić towaru. Kiedy idę na zakupy do H&M, czy Reserved, nie mam z tym najmniejszych problemów. A w tym pierwszym nie wymagają nawet paragonu, wystarczy tylko przyjść z ich produktem. Podobnie problemów nie miałem, jeśli rozpatrujemy sytuację w sklepie z koszulami, w Wilsoorze. Nie wiem dlaczego zatem takie sklepy jak Vistula&Wólczanka tak traktują klientów, szczególnie że nie było to zakup za 30 złotych tylko 10 razy droższy. Warto zaznaczyć tutaj niekonsekwencję w działaniu, bo jednak ktoś może przyjąć zwrot. Podejrzewam, że sprawa po prostu wygląda tak, że pracownicy dostają dodatkowo do wypłaty prowizję od sprzedanych ubrań. Nie wiem także, czy nie była to specyfika tylko jednego sklepu (Olsztyn, Centrum Handlowe Alfa), bo Pani ekspedientka nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
Postawię jeszcze jedno: Dlaczego sklepy traktują konsumentów tak jak 20 lat temu? Kiedyś przynajmniej istniał przepis zwrotu nieużywanego towaru w ciągu 5 dni, a teraz?

PS. Ostatnio na swoim blogu Artur Kurasiński narzekał  na KFC. Wydaje mi się, że firmy nadal traktują nas konsumentów jakbyśmy nie mieli wyboru i musieli kupić wybrany towar właśnie od nich.

4 komentarze:

  1. A ja Ci powiem, że sklep nie ma obowiązku przyjęcia sprzedanego towaru, więc nie wiem o co chodzi.

    Dodatkowo, wykorzystywanie bloga technicznego na narzekanie na firmę sprzedającą koszulę jest trochę nie na miejscu.

    OdpowiedzUsuń
  2. czy masz na paragonie adnotacje ze umowiles sie ze sprzedawca na zwrot towaru ? czy ustaliles to ze sprzedawca ? nikt nie MUSI przyjac od Ciebie zwrotu towaru - to jedynie dobra wola psrzedawcy - chyba ze kupiles te koszule przez internet to co innego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że nie ma obowiązku, ale jakoś inne sklepy nie mają z tym problemów. Vistula aspiruje do sklepu dla ludzi, którzy są skłonni za standardową koszulę zapłacić ponad 300-400 złotych, a mają problem z obsługą klienta. Poza tym razi niejasny regulamin w sprawie przyjmowania zwrotów/wymian.

    Co do faktu, że to temat mało technologiczny, to muszę przeprosić, ale 1 godzina spędzona w tym sklepie spowodowała, że musiałem się jakoś wyładować.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Tyfus: i tutaj mały paradoks, bo te 10 dni jakie ma się przy nawiązaniu umowy kupna-sprzedaży przez internet pojawiło się z faktu, że klient nie może zapoznać się z produktem. A w moim przypadku także nie miałem możliwości zapoznania się z produktem:)

    OdpowiedzUsuń

Moja aktywność w sieci

O mnie

Moje zdjęcie
Z wykształcenia programista, z zamiłowania pasjonat technologii internetowych, w pracy głównie jako redaktor i twórca wizerunku. Oprócz codziennego badania życia na Flaker, Twitter, Blip, prowadzi własną stronę www.webatech.pl o internecie i związanych z nim technologiach, w szczególności tych, które przedstawiają Google, Apple, Microsoft i Mozilla.