Jakiś czas temu miałem okazję rozmawiać z Polakiem, który postanowił wrócić do Polski z USA po długim pobycie w kraju gdzie dolary leżą na ulicy. Opowiedział, że po wylądowaniu na lotnisku i zobaczeniu witryn pierwszych sklepów był bardzo zaskoczony i to nie faktem uginających się od towarów półek, tylko polangielskimi nazwami. Uderzały go wszechobecne SALE, BUTIQUE i *shop*. Potem po pobycie w sklepie spożywczym pomyślał, że chyba w ogóle się nie przeprowadzał tylko nadal jest w USA.
Niestety nasz język bardzo się zangielszczył (nie mówię, że ja jestem ideałem, chociaż się staram). Wiele polskich wyrazów zastępujemy, nie wiedzieć dlaczego angielskimi odpowiednikami, a na emigracji Polacy walczą o nasz narodowy język, o naszą kulturę i jak to się mówi spuściznę i dziedzictwo. Niestety myślę, że sytuacja ta będzie się tylko pogłębiać...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz